Żona Cię nie kocha, a dzieci się z Ciebie śmieją? Właśnie straciłeś pracę? Masz już wszystkiego dosyć? Pamiętaj – nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej.
Wyobraź sobie, że:
- przenosisz się w czasie do XIX-wiecznej Warszawie;
- jesteś 30-letnim mężczyzną, który od ponad 20 (!) lat pracuje w jakiejś gównianej fabryce;
- wraz z żoną i gromadką dzieci mieszkasz w rozwalającej się chałupie bez okna i dostępu do bieżącej wody.
Dopiero teraz przekonasz się, co to znaczy mieć naprawdę przerąbane.
Dobra wiadomość…
Już na wstępie mam dla Ciebie dwie wiadomości: dobrą i złą. Zacznijmy od tej dobrej: pomimo tak „zaawansowanego” wieku, Ty nadal…żyjesz! Tymczasem blisko 50% Twoich rówieśników już od dawna przebywa w innym, lepszym świecie.
Większość z nich zmarła jeszcze we wczesnym dzieciństwie, na przykład z powodu zatrucia pokarmowego lub chorób zakaźnych, które w XIX wieku, kiedy pediatria dopiero się kształtowała, zbierały wśród dzieci ogromne żniwo.
…i zła wiadomość
Niestety, mam dla Ciebie również złą wiadomość: wkrótce umrzesz. Statystyki są bezlitosne: średnia długość życia w Warszawie w II połowie XIX wieku wynosiła zaledwie 33 lata. Bardzo złe warunki sanitarne stanowiły główną przyczynę przedwczesnej śmierci dawnych warszawiaków.
W innych rejonach Europy sytuacja pod tym względem również nie była kolorowa: mieszkańcy Wielkiej Brytanii i Francji żyli średnio o 10 lat dłużej, rekordziści z Norwegii i Szwecji dożywali „sędziwego” wieku 50 lat.
Całe miasto śmierdzi…
Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że nasza stolica tonęła niegdyś w błocie i brudzie. I strasznie śmierdziała. Największą zmora i plagą tamtych lat były wszechobecne ścieki i brak kanalizacji. Wszelkie nieczystości (resztki jedzenia, szczątki zwierząt, odchody i tym podobne obrzydlistwa) lądowały w przydomowych rowach, na ulicy lub w otwartych kanałach, którymi następnie wędrowały przez całe miasto i zatruwały powietrze i wodę.
Przez długie lata Warszawa borykała się też z problemem publicznych wychodków. Zważywszy na fakt, że zaledwie 4% ówczesnych domów posiadało ubikacje, zdecydowana większość mieszkańców musiała korzystać z tych raczej mało przyjemnych miejsc.
…Ty również nie pachniesz zbyt ładnie
Warszawiacy się nie myli, o czym w 1900 roku wspominał Bolesław Prus:
„Według dra Bortkiewicza w arcyucywilizowanej Warszawie człowiek raz na dziesięć miesięcy kąpie się w łaźni, a raz na dwadzieścia osiem miesięcy w wannie!”
Nie bądźmy jednak tak jednoznacznie krytyczni wobec higienicznych zaniedbań naszych przodków. Warszawiacy się nie myli z prostego powodu: nie mieli dostępu do bieżącej wody. Ci najbiedniejsi raz na jakiś czas podmywali się w miskach lub baniakach a latem korzystali z tanich zakładów kąpielowych lub z łazienek wiślanych, czyli obrzydliwych drewnianych bud zanurzonych w rzece.
Skończyłeś 8 lat? Marsz do pracy, darmozjadzie!
Pod koniec XIX wieku w guberni warszawskiej na 1000 osób czytać potrafiło 427 mężczyzn oraz 354 kobiety. W wielu robotniczych rodzinach, zwłaszcza tych najuboższych, naukę czytania i pisania uważano za stratę czasu. Najważniejsza była praca!
Mając mniej więcej 8 lat, mały Janek Kowalski, syn prostego robotnika, rozpoczynał swoją „karierę zawodową”. Praca najmłodszych nikogo nie dziwiła. Wielu rodziców zabiegało wręcz o przyjęcie swojej nieletniej latorośli do fabryki, motywując to względami finansowymi oraz troską o dziecko.
Praca, którą wykonywali najmłodsi, była ciężka i słabo płatna (dzieci otrzymywały średnio 30% wynagrodzenia), a warunki w jakich pracowali – skandaliczne. Brak ogrzewania, ciemne, ciasne pomieszczenia, nadużycia ze strony właścicieli fabryk, brak ubezpieczeń zdrowotnych oraz świadczeń emerytalno-rentowych – można by tak wymieniać bez końca…
Ubezpieczenie emerytalno-rentowe? L4? Zapomnij!
Na terenie całego zaboru rosyjskiego, a więc i w Warszawie, nie istniały żadne formy ubezpieczeń społecznych. Wszystko zależało od dobrej woli pracodawcy.
W rankingu najgorszych pracodawców warszawskich wysoko plasował się niejaki Józef Fraget, właściciel Fabryki Wyrobów Srebrnych i Platerowych, który:
- nie gwarantował pracownikom żadnej pomocy w przypadku choroby lub wypadku
- wypłacał im mniej, niż faktycznie zarobili
- żądał od podwładnych kartek potwierdzających, że…chodzą do spowiedzi!
Pozytywnie na tle innych fabryk wypadało natomiast przedsiębiorstwo Lilpop, Rau i Loewenstein, które wprowadziło kilka znaczących udogodnień:
- pracownicy mieli prawo do półtoragodzinnej przerwy na obiad i śniadanie
- płacono im za nadgodziny
- mogli też korzystać z zasiłku chorobowego.
Ciekawe rozwiązania zaproponowała również Fabryka Garbarska Szlenkiera. Każdy z jej pracowników :
- miał prawo do emerytury lub renty
- mógł korzystać z kasy szpitalnej
- mógł też wysłać swoje dzieci do bezpłatnej szkoły założonej przez firmę.
Wygodne i przestronne…M1
47% wszystkich mieszkań stanowiły mieszkania jednoizbowe, o powierzchni maksymalnie 20 m2, w których gnieździły się kilkuosobowe rodziny. Wiele rodzin robotniczych mieszkało w pozbawionych okien suterenach lub na poddaszach.
W 1862 roku rozpoczęła się budowa wygodnych i tanich mieszkań dla ubogich rzemieślników i wyrobników, co wpłynęło na poprawę jakości życia tylko części z nich. Pozostali nadal wiedli bardzo skromną egzystencję.
Ciężkie było życie warszawskiego robotnika…Kiedy następnym razem znów zaczniesz użalać się nad sobą, pomyśl o tym biednym, prostym człowieku, który egzystował w nędznych warunkach, bez perspektyw i nadziei na lepsze życie…
Bibliografia:
-
Stanisław Milewski, Codzienność niegdysiejszej Warszawy, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010
-
Helena Duninówna, Warszawskie nowinki 1815-1900, Czytelnik, Warszawa 1970
-
Zofia Podgórska-Klawe, Choroby dzieci i sposoby ich leczenia przed stu laty w Warszawie, „Faktyoszczepieniach.wordpress.com”, [dostęp: 23.03.2017]
-
Aneta Bołdyrew, Dziecko w rodzinie robotniczej w Królestwie Polskim na przełomie XIX i XX wieku. Warunki życia i normy wychowania, „Cejsh.icm.edu.pl”, [dostęp: 23.03.2017]